Podczas kolejnej rundy zabawy w zoo zaginął mały lew o znajomo brzmiącym imieniu Bachol. Jego lwia mama Zochacz zarządziła poszukiwania. Mamie wybitnie nie chciało się biegać po domu, próbowała więc jakoś odwrócić uwagę córki. Zochacz spojrzała na Mamę z ukosa i wypaliła "No ruszmy tyłki i poszukajmy tego lwiątka".
Mama spojrzała na Zochacz poważnie i karcącym tonem oświadczyła, że to nie jest słownictwo które będzie akceptować. Zochacz pokornie spuściła głowę po czym powiedziała głosikiem słodkim jak miód "Czy możemy podnieść nasze pupy i poszukać tego lwiątka?"
Pięknie wybrnęła z tej sytuacji :-D
OdpowiedzUsuńZochacz nie zginie ;).
OdpowiedzUsuńHehe słodko :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaki bogaty zasób słownictwa, na każdą okazję :))))
OdpowiedzUsuńJa tam jestem ciekawa, co w tym czasie robiło lwiątko. I jak tam Mamie idzie praca (w kasie ZOO, oczywiście:D)
OdpowiedzUsuńHahahahaha Zochacz rządzi :))
OdpowiedzUsuńCo by się niedziało dziecko wie jak dopiąć swego :-)) Zochacz wymiata, zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńCzad! :)))))
OdpowiedzUsuńmała kobietka nie zginie, da sobie radę w każdej sytuacji :o)
OdpowiedzUsuńA to ci dopiero Zochacz ;)
OdpowiedzUsuń