Po drodze z kościoła do domu jest cukiernia. Jak nie trudno się domyślić, jest ona stałym punktem niedzielnego planu dnia. Jednakże żeby dostać w cukierni upragnionego loda czy ciastko, dzieci muszą na nie "zapracować" w trakcie niedzielnej mszy. Kiedy są małe, muszą być "grzeczne" czyli nie biegać, nie krzyczeć i ogólnie słuchać rodziców. 2-3 latki muszą dodatkowo uczestniczyć w liturgii na miarę własnych możliwości - mówić "Ojcze nasz", klękać i wstawać kiedy rodzice mówią, przekazywać znak pokoju, itp. Koło 4 urodzin włącza się sprawdzian najważniejszy czyli konieczność opowiedzenia o czym była ewangelia i/lub kazanie. Oczywiście również stosownie do wieku i trudności tematu - od Zochacza rodzice oczekują na razie by zapamiętała kilka kluczowych słów lub podstawową myśl wiodącą. Pietruszka żeby "zaliczyć" musi streścić w miarę dokładnie ewangelię oraz podać najważniejszą tezę kazania. Dla ułatwienia zadania, rodzicie zwykle zabierają przychówek na msze dla dzieci.
Dzisiaj w trakcie mszy Zochacz wierciła się i interesowała wszystkim w koło, Mama miała więc poważne powody do podejrzeń, że z ewangelii nie zapamiętała niczego. Kiedy więc wyszły z kościoła zadała to samo pytanie które zadaje co tydzień - o czym dzisiaj czytał ksiądz. "O Panu Bogu" odparła Zochacz z miną pokerzysty. "A bardziej konkretnie?" indagowała Mama. Zochacz nie dała się zbić z tropu i odparła stanowczo "O Chrystusie".
No w sumie jakby Mama miała w ciemno streścić nie słyszaną przez siebie ewangelię to pewnie poszłaby tym samym tropem.
P.S. Na szczęście Zochaczowe ucho okazało się być bardziej wyczulone w trakcie kazania więc jednak deser był.
Sprytnie :) a co z Jacholem? :] jak on jest nagradzany?
OdpowiedzUsuńJachol nie je jeszcze słodyczy :). I trochę czasu upłynie zanim dostanie sklepowe ciastka. Ale jak będzie wystarczająco dużo żeby wsuwać lody i babeczki to będzie wustarczająco duży żeby się jako tako sprawować w kościele ;).
UsuńA jak się teraz sprawuje? :) jestem ciekawa bardzo, bo już mobilny jest bardziej.
UsuńTrochę się jednak wierci. Dziś większość mszy spędził u Taty na kolanach. Ciężko będzie jak już zacznie sam chodzić ...
UsuńNo mnie tak Rodzice nie motywowali...
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona Trójką, Zochacz wymiata, a ma cztery lata...
Chyba się powtarzam...
PS. Dostanę loda, ciastko, "cokolwiek:jest niebezpiecznie pisać... Nie za komplementy, tylko w ramach rekompensaty... :D:D:D
Przypomniałaś mi, że mam "kącek" deseru w lodówce.
Dzięki!
Mamo, a może... Ty nie słuchałaś? Co było na deser u Was?
UsuńMuszę uczciwie przyznać że nigdy tak nie uważałam na kazaniach jak przez ostatnie kilka lat ;). Nie możemy sobie z Tatą pozwolić żeby dzieci zapamiętały a my nie :).
UsuńI oczywiście smacznego :).
Gratuluję urwisom :)
OdpowiedzUsuńU nas jest sprawa bardziej skomplikowana. Alka dlugo msze przesypiala a teraz daje czadu. Zalozenie glowne nie spuszczamy jej z rak, co najwyzej wychodzimy za drzwi. Przy czym zeby bylo jasne ona nie placze ona mowi, przemawia 3 razy głośniej niz ksiadz :p
OdpowiedzUsuńA Wojtus przewaznie spi ma tak od zawsze. Co do wymagan nie ma szans, pomijajac zeprzesypia czytania i kazanie, mszy dka dzieci brak a jego koncentracja jest mocno skupiona na wlasnych przemysleniach. Zochacz tak sama z siebie potrafi cos zaczerpnac ze Slowa Bozego czy macie na to jakies sposoby ?
Zochacz weszła na najwyższy poziom kilka tygodni temu, ale od jakiś 2 lat widziała i słyszała jak raporty zdawał Pietruszka. Więc łatwiej jej było zrozumieć koncepcję. Faktem jest też, że na razie więcej zapamiętuje z kazań, które na dziecięcych mszach są zwykle "interaktywne" i oboje z Pietruszką stoją pod ołtarzem gdzie ksiądz objaśnia przesłanie czytań. Czasem nawet mają jakąś rolę do odegrania.
UsuńNo i zawsze po tym jak dzieci powiedzą co zapamiętały my z Tatą objaśniamy im całościowo o czym było czytanie i co z niego powinniśmy zapamiętać. Zresztą od tego w ogóle zaczynaliśmy - jak Pietruszka był w wieku Zochacza to pytaliśmy co zapamiętał, zwykle nie pamiętał i/lub nie rozumiał niczego i wtedy my mu jeszcze raz tłumaczyliśmy. A w miarę jak rósł zaczęliśmy oczekiwać że coś tam jednak w głowie zostanie a my będziemy dopowiadać coraz mniej. Choć nadal zdarza się, że np. przy trudnej ewangelii z Jana nawet Pietruszka mówi uczciwie że nie zrozumiał właściwie nic. Wtedy ustalamy inne "punkty kontrolne" dla ciastek a samą ewangelię tłumaczymy.
Bo w sumie nie chodzi nam o to żeby być jak fotoradar i koniecznie "złapać" młodych na tym że pomylili św. Jana Chrzciciela ze św. Janem Ewangelistą. Tylko żeby zachowywali się w kościele tak żeby nie przeszkadzać w mszy nam i reszcie wiernych. I żeby stopniowo przyuczać ich do tego, że na mszę chodzi się po to żeby słuchać a nie po to żeby na niej tylko być. Początki były trudne, z czasem jest łatwiej.
Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem :))
OdpowiedzUsuńNie domyslnosc a inteligencja!! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na motywowanie dzieciaków :)
OdpowiedzUsuńHehe muszę to zapamiętać, bo ja nigdy nie pamiętam co było na mszy...
OdpowiedzUsuńRewelacja!
OdpowiedzUsuńSpryciula :)
OdpowiedzUsuńMama nie słuchała i słodkości nie powinna dostać ;)
Ale Mama się poprawiła ... To może choć malutkie ciasteczko? ;)
UsuńMały cwaniaczek Ci rośnie :D Wie jak wybrnąć z trudnej sytuacji :D
OdpowiedzUsuńdobre!
OdpowiedzUsuńKupuje to, od niedzieli będziemy sie egzaminować z męzem, by dojść do wprawy z Marcelą :)))
bardzo fajne podejście do mszy i dzieci macie ;o) ale uczęszczacie na msze takie dla dzieci przeznaczone?? Zochacz jak zwykle spryciula ;o)
OdpowiedzUsuń