Mama i Zochacz bawiły się w szopy. Nie, nie w sklepy, tylko w takie futrzaste zwierzątka. Zgodnie z instrukcją Zochacza, Zochacz była małym szopkiem. A Mama była szopką. Czyli szopem-mamą,
Nie pierwszy raz możliwości słowotwórcze języka polskiego zwiodły nas na manowce.
Możliwości słowotwórcze języka polskiego są czadowe :-))) szopka brzmi dumnie :D
OdpowiedzUsuńA jak by Zochacz nazwała panią premier? Dzieci mają świetny zmysł słowotwórczy :)
OdpowiedzUsuńA mi się to skojażyło z szopką noworoczną ;)
OdpowiedzUsuńLogika górą!
OdpowiedzUsuńAle najlepsze są chyba odmiany czasowników. U nas co jakiś czas wraca "wypierzyła". Pralka oczywiście.
U nas też czasowniki mają niesamowite formy. Aż chyba o tym osobny post napiszę :).
UsuńMy u nas to człowieki. A tata z mamą powinni wziąć norwegjowy ślub ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! I wtedy córcia będzie mogła być druhną :D
Usuńhmmm a ja pomyślałam o szopie na głowie, taka fryzura - w sumie to raczej bałagan nie fryzura ;o)
OdpowiedzUsuńNo to w sumie Mama wypisz-wymaluj :D
UsuńNo to niezłe szopki ;)
OdpowiedzUsuń