niedziela, 17 listopada 2013

Odpowiednia broń


Przy okazji rodzinnego wyjazdu Tata zabrał dzieci na pola pod Grunwaldem. Oczywiście wrócili do domu z pamiątkami. Pietruszka przywiózł pochwę na miecz. A Zochacz przywiozła coś podłużnego, futrzastego i żarówiasto różowego.

Kiedy nieco zaskoczona Mama spytała córki podejrzliwie cóż to takiego jest, Zochacz odparła tonem oczywistej oczywistości "Kołczan!".

Mama słyszała, że postępujące równouprawnienie dostrzegli też producenci broni. Ale nie wiedziała, że dotyczy to także broni średniowiecznej. Czyli teraz pora na AK-47?



9 komentarzy:

  1. Takie AK w wersji z Kitką wygląda nawet przyjaźnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie, niestety takie zabawki wyprowadzają z równowagi :( Dzisiaj zatkało mnie jak na Polsacie po serii reklam lalek Barbie, reklamowano włochate kulki, które były, coś na wzór furby i służyć mają do zabawy, która polega na: im mocniej mnie kopniesz, rzucisz, rozdepczesz- tym śmieszniej. Zupełnie nie rozumiem. Zupełnie ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. @ mamo Kubiczkowa: ja też zabawek militarnych nie lubię, a już na to żeby robić komuś, nawet plastikowemu, krzywdę nie zgodziłabym się nigdy. Ale taki różowiusi kołczan to jednak fajna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamo Kubiczkowa bardzo cenię sobie Twoje zdanie i ogromnie się cieszę, że się nim ze mną podzieliłaś. Masz rację, że w pewnych kwestiach lepiej dmuchać na zimne. Dlatego nasz kołczan nie ma strzał ;).


    A poważnie to bycie rodzicem to odpowiedzialność z którą każdy z nas się musi zmierzyć. Tłumaczenie dzieciom czym się różni dobro od zła jest jej podstawowym elementem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Eliza z każdego jednego miejsca, gdzie do tej pory byliśmy, zawsze przywozi sobie konika... Nie ma znaczenia czy jesteśmy nad morzem, w górach... Nie zdziwiło mnie, kiedy w Krakowie wśród tysiąca smoków, smoczków Ona i tak znalazła pluszowego konika. Kiedyś śmialiśmy się z mężem, że jak pewnie w Watykanie też by konia gdzieś wypatrzyła. A Wasza dyskusja z Ulą naprawdę pouczająca... Osobiście nie mam synka, a Eliza jakoś zabawki militarne omijała zawsze z daleka, ale tak naprawdę jest to pewien dylemat. Chłopcy od zawsze bawili się w wojnę, pytanie czy jest sens to kategorycznie tępić, czy właśnie wyjaśniać problemy z tym związane?

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm, sama bawiłam się w wojnę i w agentów specjalnych, którzy biegali z bronią. wydaje mi się <ale tylko wydaje, nie mam konkretnego zdania jeszcze, nie mam też Malucha jeszcze, żeby go obserwować i patrzeć jak reaguje itp>, że ważniejsze jest uświadamianie dziecka i rozmawianie z nim, żeby wiedziało, że wojna jest zła i że broń może zrobić dużo złego. no, ale przecież policjant też chodzi z bronią, a wcale nie musi jej używać, żeby być skuteczny. i o takich rzeczach też bym kiedyś chciała dziecku powiedzieć.


    a z drugiej strony patrząc - nie lubię zabawek militarnych, ale chłopcy na moim osiedlu ujęli mnie podejściem do tematu - biegali po osiedlu chowając się i strzelając do siebie z pistoletów na kulki:D <ale takie większe, dość miękkie, wyglądały na w miarę bezpieczne>. uśmiali się przy tym co nie miara, a nie było kontekstu zabijania - więc może w ten sposób?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkie mamy rację :D Ważny jest kontekst i rozmowa z dzieckiem.


    Największe zagrożenie to nie broń, dziecięce zabawy tylko połączenie braku wytłumaczenia dziecku "świata" z marketingiem, który jest nastawiony na zysk.



    Chcesz sprzedać zabawkę (?) pokaż dziecku, że można ją traktować zupełnie tak jak w grach komputerowych, że służy do utrwalania agresji.


    Konik mnie rozbawił :) Buziaki dla Elizy. Pewnie w przyszłości załorzy stajnię :) Jeżeli jeszcze jej nie otworzyła :*



    Jeszcze na koniec dodam ciekawostkę, że wzrasta odsetek dzieci i młodzieży, która popełnia samobójstwa zwłaszcza w miastach. Nie ma jeszcze jednoznacznych wyników badań, bo żeby takowe były miarodajne potrzeba co najmniej 20 lat, aby zbadać dlaczego tak się dzieje. Naukowcy domniemają, że jest to za sprawą żywności, globalizacji, gier komputerowych i samotności dzieci, które nie radzą sobie z tym, że same decydują o sobie... smutne to. Dlatego musimy starać się o to, żeby "ratować"/wychowywać nasze pocieszki. O dzieci Pietruszkowe jestem spokojna ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. My też nie dajemy zabawek militarnych, ani żadnych kojarzących się z przemocą. Córa w żłobku, od kolegów przyniosła "zabawę w strzelanie", czy to palcami, czy dłuższym przedmiotem, majacym przypominać pistolet. Szczególną "alergię" na tego typu zabawy ma Tata. Ja konsekwentnie go wspieram. Prawdę mówiąc jednak sama, mając sporo starszego brata, bawiłam się w tym wieku w wojnę, policjantów i złodziei, a najbardziej lubiłam żołnierzyki. Nie puściłabym dziecku pocemonów (na których wychowywał się mój młodszy brat), czy innej czarodziejki z księżyca. Córa nie lubi oglądać nawet pszczółki Mai, 'bo jest brzydką bajką" (kiedy wychodzą jakieś złe owady, mrówki itp.). Czasem zastanawiam się, czy może nie przesadzamy w drugą stronę?
    Kiedyś trafiłam na jakieś forum, gdzie padło pytanie od jakiego wieku dziecko zostawiamy samo w domu? Matki doszły do jednego wniosku, one jak tylko poszły do szkoły, biegały już z kluczem na szyi, czasem nawet z młodszym rodzeństwem, same jednak boją się zostawić 9-latka na pół godziny. Czasy się zmieniły? Świadomość rodzica? W sumie my mieliśmy kuchenki gazowe (teraz coraz więcej płyt), słabsze zamki w drzwiach, żadnych alarmów, nikt nie nosił telefonu przy tyłku. Wszyscy biegali z po podwórku z plastikowymi karabinami, mieczami, grało się "w noża" w piaskownicy... Sama też jestem z tych zapobiegawczych matek, ciekawe skąd się to bierze? Może lepszy przepływ informacji o ewentualnych skutkach takiego "wyluzowania" rodziców?

    OdpowiedzUsuń
  9. Chociaż, myślę, że po prostu wszystko się zmieniło... My strzelaliśmy z plastikowych pistoletów, a potem szliśmy do szkoły i trzęśłiśmy portkami przed nauczycielem. Dzisiejsze dzieciaki plują nauczycielowi w twarz i zamieszczają filmik z tego na facebooku.... Temat na doktorat ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze :)