poniedziałek, 26 marca 2012

Powiewna alpinistka


Zochacz pokochała zjeżdżalnie. Na placu zabaw są dwie - jedna dla maluchów, ma około 80 centymetrów wysokości, druga dla starszaków ma mniej więcej dwa metry wysokości. Z oczywistych względów, Zochacz jest bywalcem tej pierwszej. Wchodzi na nią sama, po czym zjeżdża z niedużą pomocą Mamy, bo nie potrafi się jeszcze odepchnąć.

Dziś również Zochacz dziarsko wdrapała się na małą zjeżdżalnię. Kiedy stała na drugim schodku nagle zawiał silny wiatr który zwalił ją do tyłu. Mama była przy niej w milisekundzie, więc nie zdążyła się nawet porządnie rozpłakać. Rozpłakała się dopiero kiedy Mama zaproponowała jej ponowne wejście na zjeżdżalnię.

Mama spodziewała się, że wskutek upadku Zochacz zmieni obiekt zainteresowania na huśtawkę lub karuzelę. Jakież było jej zdziwienie, kiedy córka wzięła ją za rękę i zaprowadziła na dużą zjeżdżalnię. Po czym pracowicie wdrapywała się na górę i, z niewielką pomocą Mamy, śmigała na dół. I kolejny raz i kolejny.

Bo na małe lęki najbardziej pomagają wielkie wyzwania.

6 komentarzy:

  1. Brawo! Do odważnych świat należy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bo tamta zjeżdżalnia niedobra była :) a ta jest lepsza, ładna :) Zosiu brawo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś te wielkie zjeżdżalnie w sobie mają. Córa też wybiera te największe, a że mama obarczona brzuszyskiem przeogromnym i niskim wzrostem, to ma nie lada kłopot w pilnowaniu sportsmenki;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za wszystkie komentarze :)