Po czterech tygodniach w angielskiej szkole Zochacz mówi jak Polak mieszkający od 30 lat w Chicago - pełnymi zdaniami po polsku, z zachowaniem poprawnej składni i odmiany, ale wrzucając w środek zdania pojedyncze słowa po angielsku.
Wczoraj wzięła za rękę koleżankę, przyprowadziła ją do Taty i Jachola i oświadczyła "To jest mój brother a to jest mój daddy". Koleżanka kiwnęła głową na znak że rozumie i dziewczyny pobiegły się dalej bawić.
Bo w komunikacji najważniejsza nie jest gramatyka czy słownictwo tylko szczera chęć wzajemnego zrozumienia.
W zasadzie to rzeczowniki niosą całe znaczenie tutaj, więc w sumie logiczne ;)
OdpowiedzUsuńBrawo Zochacz.
Ma dobre wyczucie językowe:-)
OdpowiedzUsuńCel komunikacji osiągnięty? Osiągnięty!
Dlatego ja sie pocieszam, ze mimo wszystko dogadam się jakoś po angielsku :)
OdpowiedzUsuńPuenta w sam raz, język dzieci jest językiem na wskroś uniwersalnym :)
OdpowiedzUsuń