Po zobaczeniu Zochacza, pierwszym zdanie każdej z nich było "O Boże, cały Pietruszka!". No fakt, pokrewieństwa by się nie wyparli. A potem pojawiały się kolejne pytania
- "Czy też ma taki apetyt?" (ma, ma),
- "Czy też z niej taki złośnik?" (jest, jest, zresztą kiedy strzeliła wczoraj focha ciocia Gosia od razu krzyknęła "O, to właśnie jest ta mina którą robił Pietruszka jak się obrażał").
- "Czy też jest taka ruchliwa? (i to jak!)
Dzisiaj Zochacz pierwszy raz została w żłobku sama, na 2 godzinki. Kiedy Mama ją odbierała ciocia Jola powiedziała "No na początku tęskniła, pochlipywała i wołała mama. Ale tak jak pani powiedziała dałyśmy jej kawałek banana i od razu się uspokoiła. A potem już było dobrze".
Wyhodowanie Wielkiego Łakomczucha ma swoje zalety. Swoją drogą, żeby przez te 2 godzinki nie chlipać i nie wołać "Zochacz" Mama poszła do cukierni na ciasteczko. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Ciekawe kto tęsknił bardziej - mama czy Zochacz :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, u nas ciocie też doskonale wiedzą czyja siostra czy brat przyszli :) Bardzo fajnie, że tak łatwo to Zochacz znosi, mój łakomczuch był dziś godzinę sam i niestety nawet jabłko nie bardzo go uspokoiło.
OdpowiedzUsuńteż mam łakomczucha ale mój łakomczuch w początkach kariery przedszkolnej nie płakał i nie wołal do mamy, za to... nie jadł;) a ja w domu tez wtedy nie jadłam bo obie choć jeść lubimy to na stres reagujemy niejedzeniem właśnie:)
OdpowiedzUsuńza chwilę okaże się, że Zochacz wpada do żłobka z okrzykiem "papa, idź sobie" i robi awanturę, zę za wcześnie po nią przyszłaś....
OdpowiedzUsuńZa pierwszym razem, jak Pyton mnie tak załatwił, to sie przylamałam, a potem stwierdziłam, że właściwie, co ja sie będę marttwić, że mu dobrze.... I ta postawa mi została, pomaga :)
Pozdrowienia dla Żłobkowego Zochacza i Pietruszki! Oraz ciasteczko na pocieszenie dla Mamy :)
Ale fajnieee... I to miejsce w pamięci i to, że Zosia taka dzielna. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńJa też bym poszła do cukierni;)
OdpowiedzUsuń